poniedziałek, 3 grudnia 2018

[Film] A Star is Born

Aj jaki to był kawał dobrego filmu.
Nie udało mi się pójść na niego podczas American Film Festival (bo był filmem otwarcia...), ale teraz jest normalnie w kinach. I bardzo dobrze!
Poster filmu. Zaczerpnięty z Amazon.com

Śpiewa tu (!) Bradley Cooper i występuje Lady Gaga (!). I robią to naprawdę dobrze! Bradley śpiewa świetnie, a Gaga gra zaskakująco dobrze. Obojgu przychodzi to wszystko naturalnie. 

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!
Musicalem bym tego nie nazwał, bo piosenek jest niewiele. Ale są doskonale zrobione, bo łapią widzów za serce, szczególnie duet ("Shallow"), a melodie wpadają do głowy i trzymają długo (np. "Maybe it's time", mnie trzyma dalej, świetny numer). Oczywiście styl Bradleya różni się od stylu Gagi, co dziwnym nie jest. Szczególnie im dalej w film. A większość głównie w stylu country, ale tym rockowym, a nie yee-haw!


Historia jest dość nieprawdopodobna, ale realna. I jest taka, że ten realizm w niektórych momentach strzela nas w pysk i robi nam się smutno. Kiwamy wtedy głowami i myślimy "no tak, tyle się przecież o tym słyszy, że w ogóle nas to nie powinno zaskakiwać". Mówię tu o biznesie muzycznym, który poznajemy w trakcie filmu. Bo gwiazda się rodzi z pasji i ambicji, aby potem wejść w bezlitosny biznes, gdzie nie ma miejsca na "ja nie chcę". 
Mamy tu też kilka wątków, które budują nam ten dramat, aby go potem sprawnie i zgrabnie zamknąć, a widzów zaskoczyć i postawić z uczuciem bólu przeokropnego. Tak się robi historie.

Film ewidentnie poleci do Oscarów w przynajmniej 4 kategoriach. Zakładam: scenariusz, role pierwszoplanowe (męska i żeńska) i piosenka. I podkreślam "przynajmniej". 

Won do kina/10!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz