niedziela, 6 stycznia 2019

[Film] Spider-people, czyli Spider-man: Into the Spider-verse

Kiedy ostatni raz oglądałem animowanego Spider-mana nawet nie pamiętam. Pewnie było to za czasów Fox Kids. Kilku Peterów Parkerów się od tamtych czasów przez ekrany przewinęło. Moim pierwszym kinowym zetknięciem z człowiekiem-pająkiem był film z 2002, gdzie Tobey Maguire mając lat 27 grał 17-18 letniego Petera. Jak bardzo by ten film nie był fajnie zrobiony tak absolutnie nie pasował mi tam Tobey. I Kirsten Dunst. I Willem DaFoe. I w ogóle wszyscy aktorzy w tej wersji (poza Jamesem Franco. James Franco pasuje do każdej roli :D)

The Amazing Spider-man z 2012 zapowiadał się znacznie lepiej, ale wiecie co? Nic nie pamiętam i mam zero emocji. Film spłynął po mnie, zostawiając tylko w pamięci Emmę Stone i Andrew Garfielda. 
Najnowszy live-action Spider-man - o, to jest coś dobrego. Tom Holland miał 21 lat, chociaż dalej wyglądał jak dziecko więc pasował do roli znacznie bardziej niż poprzednicy (a, btw, Andrew Garfield miał 29 lat). Całość działa się faktycznie w high schoolu, a Peter Parker dalej zachowywał się jak nastolatek. Nie miał wujka, który powiedziałby mu legendarne "with great power comes great responsibility", ale miał Tony'ego Starka, który i tak mu zafundował lekcje na temat "co wolno, a czego nie". W każdym razie "local superhero" przemawiał do mnie najbardziej ze wszystkich. Aż do wczoraj!

Historia przedstawiona w Spider-man: Into the Spider-verse to coś nowego. New York traci swojego bohatera, aby na jego miejsce wszedł nowy. I to nie jeden, a sześciu, z różnych uniwersów. I to wszystko trzyma się kupy - otworzono portal i bang, oto jesteśmy. Każdy ma podobną historię do oryginalnej, każdy miał te same problemy, każdego łączy pająk. A główny bohater, Miles Morales, stał się Spider-manem przed chwilą i nie ogarnia co się dzieje, ale wie, że wplątał się w coś dużego. I wszystko co ma, to wartości jakich nauczył się od rodziców (i, heh, wujka też). Mamy tutaj zatem klasyczny motyw "uwierz w siebie" i "nie można się poddawać". I bardzo dobrze. Nakręciło to fabułę, a ja, jako widz, czułem ciężar jaki spoczął na barkach Milesa. 

A wszystko to upichcone z fantastyczną grafiką! Przyzwyczajony do marvelowskich produkcji nie oczekiwałem ładnych, artystycznych scen, które samym swoim istnieniem podkreślały stan psychiczny bohatera. A tymczasem robiłem nieme "woooow".


Nie ma co się dłużej rozpisywać. Jak szukacie dobrej animacji - no to ją znaleźliście. Jak potrzebujecie spoko filmu o superbohaterach dla dzieci - no to to jest to. Jak chcecie lekki film dla siebie - to też jest dobry wybór!

9/10, z czystym sumieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz