Dobra, koniec, dzisiaj będą spoilery. Dlaczego? Bo dużo osób marudzi, że nie pójdą na Cpt Marvel z niezrozumiałych powodów. Zatem smacznego, spoilery w tekście (ale bez zdradzania najważniejszych elementów) ;)
Ciągle trafiam na opinie "najsłabszy film Marvela" albo "Kapitan Marvel to najgorsza część". Strongly disagree. Bo widzicie, ocenianie ze względu na wszystkie poprzednie filmy może ma jakiś tam sens. Jest do czego porównywać. Wszak jedni nie lubią Iron Mana, kolejni Kapitana Ameryki, więc zawsze będzie jakiś film, który ktoś oceni jako "najgorszy". Ale wcześniej nikt nie mówił "to jest najgorszy film Marvela", bo zawsze było na czym się skupić i te filmy zawsze miały w sobie coś. A przecież filmów było dużo. Nikt na taką skalę nie czepiał się Ant-Mana, że jest zbyt luźny, nikt nie czepiał się Doktora Strange'a, że jest zbyt magiczny, a nagle czepiają się Kapitan Marvel, bo... bo co dokładnie?
Dla mnie to film jest nie dość, że dobrze zrobiony to jeszcze potrzebny dla całości. Bo przypominać nie muszę, że Fury ją wezwał w ostatniej scenie Avengers Infinity War. Chcecie wiedzieć dlaczego? No to zapraszam do kina. Carol robi taki rozpierdziel, że żaden z Avengersów (żaden, nawet Hulk) jej nie dorównuje, ani nawet nie myślał mieć takiej mocy. To trzeba zobaczyć, nawet jeżeli uważamy, że Cpt Marvel jest jak za długa reklama na Polsacie dla Avengers: Endgame.
Kontynuujmy. Mam świra na punkcie pokazywania lat 90 w dzisiejszych filmach. A Marvel zrobił to perfekcyjnie. W skali do 10, 20/10. Czemu? Nie za stylówę Carol (grunge i NIN, szanuję) ani za rozwalenie Blockbustera. Nie za soundtrack. Nie za easter-eggi z Pulp Fiction (Coulson i Fury w samochodzie, chociaż można się kłócić, albo Talos pijący z takiego samego kubeczka). Nie za to wszystko. Ale za fantastyczny tribute do Kevina Smitha i jego filmu Mallrats. Stan Lee, podczas swojego cameo, czyta scenariusz Mallrats. Mallrats, z 1995. Stan Lee zrobił tam swoje cameo i powiedział kilka ciepłych słów. W Cpt Marvel, swoim ostatnim cameo (ok, tego nie wiem, może jeszcze w Endgame będzie) jechał na przesłuchanie albo już na nagranie filmu ze swoim PIERWSZYM cameo... *dźwięk wybuchającego mózgu*.
Jeżeli już jesteśmy na cameo Stana Lee - nie polecam spóźniać się na film. Polecam usiąść i poczekać na czołówkę, wiecie, tę w której napis Marvel pojawia się między stronami komiksów, pojawiają się wszyscy znani Avengersi. Cudowny tribute.
Absolutnie nie rozumiem hejtu. Film ma fantastyczne przesłanie i jest bardzo ważnym filmem przed Endgame. A żeby rozpisać się na ten temat: nie każdy z filmów Marvela ma jakieś przesłanie. Część ukazuje nam bohatera, który na początku jest dupkiem, a potem ma moment olśnienia (Iron Man, Thor, Strange), część jednak pokazuje nam żeby się nigdy nie poddawać (Cpt America, generalnie Avengers). Cpt Marvel jest filmem z tej drugiej grupy, ale robi to nieco bardziej dobitnie.
(spoilers ahead)
Tutaj mamy bohaterkę, której pamięć zanikała i resztki człowieczeństwa zostały tylko jako powracające sny. I tak była wychowywana, jako Kree, nie człowiek. W momencie jak już dowiaduje się kim jest, przypomina sobie wszystko i stawia czoła przeciwnikowi silniejszemu niż ona, pokazują nam zlepek scen w których młoda Carol dostaje wpierdziel, upada wielokrotnie i wszystko widzą twardziele nabijający się z niej. I zlepek scen się ciągnie dalej, ale w każdej ze scen Carol wstaje i oświadcza, że człowiek zawsze wstaje. No ja tego nie opiszę ładnie, sory, to trzeba zobaczyć :P W każdym razie, tak wyraźnego przesłania motywującego nie było od dawna.
A teraz wróćmy jeszcze do tego, że jest to pierwsza superbohaterka Marvela z solowym filmem. Nie unikniemy porównań do Wonder Woman, sory. Zwróciliście uwagę co się stało po premierze Wonder Woman? Nazwijcie to marketingowym chwytem, bo dzięki temu więcej kobiet poszło do kina, ale nie tylko - masa dziewczynek dostała wzór, 'role model', silną postać, która nie jest facetem. Dzieciaki już nie mogły być wredne "nie możesz z nami się bawić, bo nie ma dziewczyńskich superbohaterów". A teraz podobnie zadziałał Marvel, chociaż Black Widow w filmach pojawia się od Iron Mana 2, Scarlett Witch od Avengers 2, to jednak Carol Danvers dostała film solowy jako "basically Superman Marvela" (pozdro Bryan). Czy mam tłumaczyć jakie mogą być pozytywne aspekty tego działania? Przypomnę, że już Cpt Marvel zajęła 6 miejsce w weekendzie otwarcia w sprzedanych biletach. To jest ważne. To są kroki milowe, chociaż nie zwracamy na nie teraz uwagi.
A czemu film był ważny dla całości serii? Ponownie więc: kończą się Avengersi Infinity War, widzimy jak Nick Fury znika, ale udaje mu się wysłać jakiś sygnał do... kto to jest, co to jest? No komiksiarze wiedzieli, ludzie nas ostrzegali, że jest ktoś taki jak Cpt Marvel, ale KTO TO JEST? Czemu Fury wysłał jej wiadomość, co to teraz pomoże jak wszyscy znikają?
Po obejrzeniu Cpt Marvel: "ahaaaaa! To dlatego ją wezwał! Oooh, Thanos ma przesrane, ona będzie celowała w głowę". Basically this. Origin story wprowadzający postać, która ma pomóc pokonać arcywroga wszechświata. No głupio byłoby nie poznać jej historii i mocy przed Endgamem. To tak jakby nie oglądać wszystkich poprzednich części i iść tylko na Avengersów - niby można, ale czy to ma sens nie znając konkretnie sytuacji, pokrewieństw, skąd kto się wziął, skąd wszystko w ogóle się tu wzięło, a nawet inside joke'ów? Therefore: Cpt Marvel jest filmem ważnym, bo jest ważny (kulturowo) i ważny (dla całości serii).
Oesu, po prostu warto obejrzeć, ok? :P
(spoilers ahead)
Tutaj mamy bohaterkę, której pamięć zanikała i resztki człowieczeństwa zostały tylko jako powracające sny. I tak była wychowywana, jako Kree, nie człowiek. W momencie jak już dowiaduje się kim jest, przypomina sobie wszystko i stawia czoła przeciwnikowi silniejszemu niż ona, pokazują nam zlepek scen w których młoda Carol dostaje wpierdziel, upada wielokrotnie i wszystko widzą twardziele nabijający się z niej. I zlepek scen się ciągnie dalej, ale w każdej ze scen Carol wstaje i oświadcza, że człowiek zawsze wstaje. No ja tego nie opiszę ładnie, sory, to trzeba zobaczyć :P W każdym razie, tak wyraźnego przesłania motywującego nie było od dawna.
A teraz wróćmy jeszcze do tego, że jest to pierwsza superbohaterka Marvela z solowym filmem. Nie unikniemy porównań do Wonder Woman, sory. Zwróciliście uwagę co się stało po premierze Wonder Woman? Nazwijcie to marketingowym chwytem, bo dzięki temu więcej kobiet poszło do kina, ale nie tylko - masa dziewczynek dostała wzór, 'role model', silną postać, która nie jest facetem. Dzieciaki już nie mogły być wredne "nie możesz z nami się bawić, bo nie ma dziewczyńskich superbohaterów". A teraz podobnie zadziałał Marvel, chociaż Black Widow w filmach pojawia się od Iron Mana 2, Scarlett Witch od Avengers 2, to jednak Carol Danvers dostała film solowy jako "basically Superman Marvela" (pozdro Bryan). Czy mam tłumaczyć jakie mogą być pozytywne aspekty tego działania? Przypomnę, że już Cpt Marvel zajęła 6 miejsce w weekendzie otwarcia w sprzedanych biletach. To jest ważne. To są kroki milowe, chociaż nie zwracamy na nie teraz uwagi.
A czemu film był ważny dla całości serii? Ponownie więc: kończą się Avengersi Infinity War, widzimy jak Nick Fury znika, ale udaje mu się wysłać jakiś sygnał do... kto to jest, co to jest? No komiksiarze wiedzieli, ludzie nas ostrzegali, że jest ktoś taki jak Cpt Marvel, ale KTO TO JEST? Czemu Fury wysłał jej wiadomość, co to teraz pomoże jak wszyscy znikają?
Po obejrzeniu Cpt Marvel: "ahaaaaa! To dlatego ją wezwał! Oooh, Thanos ma przesrane, ona będzie celowała w głowę". Basically this. Origin story wprowadzający postać, która ma pomóc pokonać arcywroga wszechświata. No głupio byłoby nie poznać jej historii i mocy przed Endgamem. To tak jakby nie oglądać wszystkich poprzednich części i iść tylko na Avengersów - niby można, ale czy to ma sens nie znając konkretnie sytuacji, pokrewieństw, skąd kto się wziął, skąd wszystko w ogóle się tu wzięło, a nawet inside joke'ów? Therefore: Cpt Marvel jest filmem ważnym, bo jest ważny (kulturowo) i ważny (dla całości serii).
Oesu, po prostu warto obejrzeć, ok? :P