No siema, rozpocznę tego posta od słowa "rozsierdzony", bo taki właśnie jestem po obejrzeniu ostatniego odcinka Gry o tron. I teraz będę wylewał swoje żale w długim poście bez zdjęć.
Napięcie irytacji rosło sobie spokojnie od S08E01, doszło do wrzenia przy E04, a już spodziewam się wybuchów w kolejnych odcinkach.
Jeżeli dzielisz ze mną uczucia to chodź, powkurzajmy się razem, wyrzućmy z siebie co nas boli. Jeżeli nie dzielisz i uważasz, że wszystko w tym sezonie jest ok - ok, nie ma sprawy, rozumiem i szanuję to. Nie zabraniam absolutnie. Po prostu ja i moja opinia jest inna i powiem dlaczego.
W tym samym czasie oglądam GoT od początku. Jaki to był zupełnie inny serial! Jestem dopiero przy sezonie 2, ale już widzę, że w sezonie ostatnim wykorzystali masę nawiązań do pierwszego sezonu. No ale nie zawsze to wychodzi dobrze. Mam wrażenie, że wykorzystują to żeby zrobić takie mrugnięcie do widza:
- ej, popatrzcie, hehe, Bran mówi Jamiemu to samo co Jamie powiedział Branowi zrzucając go z wieży, mocne nie?
- hehe, no niezłe.
- hehe, Arya mówi to samo Sansie co Jon powiedział Aryi w pierwszym sezonie, hehe, niezłe, co?
- Ok...
- ej, hehe, Melisandre powiedziała Aryi to samo co Syrio Forel, Not today, dobre, nie?
- Dobra, już zrozu...
- Ej, Tyrion gra przy stole w te samą grę, w którą grał w namiocie z Shae i Bronnem, cwane co?
- Stop.
- OOO, albo Varys przypomni wszystkim, że on nie służy tronowi tylko krainie, powie "I serve the realm", jak w rozmowie z uwięzionym Nedem!
- Dobra, dosyć, bo zaraz zrobicie coś źle!
- o, hehe, a może teraz zrobimy tak, że Jamie jednak oleje swoją przemianę (która trwała 6 sezonów...) i wróci do Cersei i będzie dupkiem jak w pierwszym sezonie?
- Aaaaand here you go!
Ze wszystkich postaci, w ostatnim odcinku (4) według mnie tylko Varys zachował się tak jak zawsze, a cała reszta robiła jakieś irracjonalne rzeczy. Ale kurna, czy to jest aby na pewno to co George R.R. Martin zaplanował? No chyba nie, bo Martin już nie pomaga w serialu, a przynajmniej tak donoszą różne źródła. Więc co ja właściwie oglądam? Grę o tron czy wariację na temat książki, która nie została zakończona? Bo Martin zdradził D&D jak się kończą poszczególne wątki. Czy serio Martin zachowałby taki heroizm postaci? Czy serio nie wybiłby ważniejszych postaci? Serio nie wytłumaczyłby o co chodzi Night Kingowi? Theon zginąłby w bezmyślnej szarży? Lyanna zabiłaby olbrzyma (serio, fanservice wszedł za mocno...)? Tormund i Sam przeżyliby bitwę o Winterfell aby w następnym odcinku spokojnie pójść na północ?
No chyba nie. Jak znam Martina, Tormund padłby już dawno, a pod Winterfell pomagałby Mance (tak, polecam książkę), Brienne by padła broniąc Sansy (skoro obiecała chronić dziewczynki to co robiła na czele armii?), a Jamie...
Dobra, tu wjeżdża moja teoria.
Dlaczego Jamie zrobił to co zrobił?
Let's see here...
Pojechał na północ bronić całej krainy ludzi. Pojechał tam uciekając od Cersei, która chyba teraz traktuje go jako zdrajcę. Załóżmy też, że Brienne w książce ginie w bitwie o Winterfell, bo czemu nie. Well, Jamie zrobił co miał zrobić i teraz nie jest na północy potrzebny. Widzę więc opcję, że poprostu jedzie do Cersei i ... próbuje ją zabić. Bo oszalała, bo ma jej dosyć od dawna, bo widzi, że teraz to jest potrzebne żeby uratować królestwo. W książce by nie pierdzielił, tylko wsiadł na koń i pojechał. Ale w serialu musiał popieprzyć głupoty żeby Brienne za nim popłakała i zapomniała, bo "hurrr, on dalej kocha siostre". On wie, że jedzie na śmierć.
Jeśli zrobi inaczej to po co obserwowaliśmy kilka sezonów jak walczy ze sobą i zmienia cały swój światopogląd? Po co odkupił się w oczach widzów? Żeby na sam koniec być znowu "good ol' Jamie"? This is BS.
Dobra, pomijam mase faili z taktyką oblężenia, trzema celnymi strzałami z balist na otwartym morzu w latające szybko smoki, głupią wymianę zdań Tyriona z Cersei, znikającym Quyburnem i słabym pożegnaniem Ghosta. Ten serial tnie po kosztach i zamyka wątki paskudnie. Widziałem wiele seriali kończących się kiepsko, ale to... this is the new low.
Mamy jeszcze 2 odcinki, oba napisane przez D&D. Nie spodziewam się szału. Obejrzę wszystko. Wytrzymam...